Aktualności z podróży po Polsce


Przyjaciele szwajcarscy, z którymi zwiedzaliśmy Polskę w sierpniu 2010 r., byli zainteresowani moimi pracami z dziedziny malarstwa ściennego w kościołach na Śląsku z lat 1959 – 1971.
Ponieważ do tej pory utrzymały się tylko malarstwa w postaci mozaik i malarstwa na płytach ceramicznych w stanie pierwotnym, postanowiłem je pokazać moim przyjaciołom. Pojechałem z nimi w dniu 12 sierpnia o godz. 11°° do kościoła św. Floriana w Chorzowie (patrz film Chorzów w artykule "Malarstwo ścienne" oraz artykuł „Nowy Przegląd Chorzowski” w rubryce Teksty), lecz kościół zastaliśmy niestety zamknięty, tak dla wiernych jak i dla zwiedzających.

Niepojęty fakt dla gości z Zurychu. By umożliwić im zwiedzenie tego kościoła i zobaczenia mojego malarstwa ściennego udałem się na plebanię, prosząc ks. K. Pysznego o umożliwienie nam wejścia do kościoła.
Ks. K. Pyszny oświadczył mi, że spełnienie mojej prośby nie jest możliwe, „ponieważ ks. proboszcz jest nieobecny, a klucz do kościoła jest w posiadaniu kościelnego”.
Chcąc złagodzić nieprzyjemną sytuację, przedstawiłem się księdzu jako artysta i autor wykonanego dzieła malarskiego w ich kościele. Przyjechałem ze Szwajcarii, by po latach zobaczyć moje dzieło i Szwajcarom pokazać stan trwałości malarstwa sakralnego w technice glazurowej.

Kościół św. Floriana

Odpowiedź na moją identyfikację i prośbę była następująca: „To trzeba było się zgłosić telefonicznie cztery godziny wcześniej”. Na zapytanie, w jaki sposób zagraniczny podróżujący w samochodzie znaleźć może numer telefonu plebanii tego kościoła, by zgłosić swoją wizytę cztery godziny wcześniej, odpowiedź ks. K. Pysznego brzmiała: „W Internecie można nas znaleść”. Mądra odpowiedź - prawda? Brawo księże PYSZNY!
Z moimi szwajcarskimi przyjaciółmi stałem skompromitowany jako artysta i autor tego dzieła, którego nie wpuszczono do kościoła, by (mając 82 lata) może po raz ostatni spojrzeć na swój dorobek.
Duszpasterz ks. K. PYSZNY dał gościom zagranicznym kompromitujący i hańbiący przykład od dziesiątków lat zachwalanej przeze mnie polskiej gościnności. Poczułem się wobec moich przyjaciół bardzo zawstydzony i ten wstyd trwa we mnie do dzisiaj.

Podpis Norberta Jana Paprotnego

Wrzesień 2010